PISARZ













A co niebawem? 

Jeśli chcą Państwo zapoznać się z moją prozą, muszą uzbroić się w cierpliwość. Nie podjąłem jeszcze decyzji, czy i kiedy będę publikował na tej stronie swoją beletrystykę. Jeśli tak, będzie można tutaj przeczytać (tudzież pobrać)  jej obszerne fragmenty, jak również posłuchać nagrań powieści (w zakladce AUDIO i nie tylko). 


Empecé a escribir poesía en la escuela secundaria. Si no me falla la memoria, los primeros poemas los escribí cuando ya tenía quince veranos a mis espaldas, y probablemente fue en primavera (perdidamente enamorado de cierto ser humano), cuando puse por escrito cierto intento poético literario. Como autor, por supuesto, era nadie y escribí, por supuesto, en honor al gran y único amor. ¡Pues no debe de extrañar! El amor a esta edad siempre es grande y único (si nos visita), y los poemas de esta época merecen el premio Nobel. Pero no me dieron el premio Nobel, y los poemas... qué va... no los quemé para nada. Después de tantos años, soy consciente de que estos fueron solo intentos literarios juveniles, sin los cuales no habría estos geriátricos... ¡Para, para! [...] sin los cuales no habría obras posteriores, ni siquiera aún más posteriores. Primero las de amor, (¡porque el poeta nunca deja de escribir sobre eso!), y luego las de remate, las de mensaje y las que te hacen pensar. Y así se me ocurrió escribir El Profe de la Lengua Extranjera. Se me ocurrió escribirlo para todos mis alumnos y para aquellos que quieran probar su conocimiento del mundo actual. Por eso, mi último volumen, que he decidido publicar con mi propio nombre, se subtitula Los tests de inteligencia.

Swoją przygodę z pisaniem zaczynałem, mając jakieś dziesięć lat. Przy użyciu wiecznego pióra, którym jako dziecko bardzo starannie kaligrafowałem, pisałem tzw. bajki na kartkach z zeszytu w kratkę, zszywane później ręcznie tak, by powstała z nich mała książeczka, i czytałem je rodzinie. Bajki też niejednokrotnie opowiadałem kolegom (niech Czytelnik nie myli słowa „bajki” ze słowem „kłamstwa”), tak bardzo zaabsorbowany tym narracyjnym procederem, że w mojej głowie powstawały bajki pełnometrażowe, bajki seryjne, nawet niekończące się tasiemce, w które na bieżąco wsłuchiwała się garstka moich kolegów z podwórka, aż pewnego dnia, kiedy Baba Jaga, co prała na ulicy, O papudze oraz Kapitan Delfin i złota kula na Morzu Śródziemnym sprawiły, że nie wróciłem do domu na kolację – bajki przestałem opowiadać, a dzieciństwo powoli dobiegało końca... Opowiedziałem – a wymyślałem na bieżąco – setki a może i tysiące odcinków bajek, i pewnie gdyby nie to, że wszyscy przecież powoli dorośleliśmy, Baba Jaga nadał prałaby na ulicy, a Kapitan Delfin przemierzał bezkresne Morze Śródziemne (gdybym jeszcze wówczas wiedział, gdzie to morze w istocie się znajdowało...). 

 


Dziś także wymyślam czasem bajki, na poczekaniu, choć długością nie dorównują tym z dzieciństwa, ale przecież ich funkcja ma zdecydowanie inny wymiar. W dorosłym życiu bajki potrafią być bardziej utylitarne, bardziej pragmatyczne i bezspornie powinny załatwiać sprawę od ręki... Na szczęście nie jestem już tak płodny, jak w dzieciństwie, wobec czego bajką posługuję się w sytuacjach wyższej konieczności. Dziś po prostu piszę... Parając się prozą, poezją i dramatem (jako redaktor czy autor), dbam o to, by dzieło literackie było przed wszystkim wiarygodne, bowiem – uwierzcie, proszę – ta wiarygodność w dzisiejszych czasach pozostawia wiele do życzenia. Czy mówię o wiarygodności związanej z mówieniem prawdy? Bynajmniej! Rzecz dotyczy wiarygodności dzieła literackiego, czyli szeroko pojętych wyznaczników formalnych, jakie powinno ono spełniać w celu jak najwierniejszego odtworzenia rzeczywistości lub inaczej: wykreowania rzeczywistości fikcyjnej wiarygodnej pod względem scenicznym i dialogowym (narracyjnym) oraz metanarracyjnym. I tak jak dziecko wymyśla wydawałoby się niewiarygodne bajki, tak my w dorosłym życiu wymyślamy bajki, które muszą mieć chociaż pozory wiarygodności, zaś coraz częściej piszemy i czytamy dzieła niewiarygodne... Stop.